piątek, 29 listopada 2013

Przepis na Duffa 2. cz.1

- Steven! - rozległ się wrzask pewnego rudego osobnika 
- ...
- Steeeeven!
- ...
- STEVEN, ZŁAŹ TU!
- Czego chcesz? - odpowiedział Steven, który jak się okazało stał tuż za plecami Axla.
- Cały czas za mną stałeś? 
- Tak. Od tyłu twoja głowa wygląda naprawdę ładnie, chociaż nie tak jak Duffa, ale jego teraz nie ma...
- Zrób mi płatki - od razu  odpowiedział Axl postanawiając nie zagłębiać się w słowa przyjaciela.
- Sam sobie zrób. Dlaczego ja mam ci robić?
- Bo jak sam zauważyłeś - Duffa teraz nie ma. 
- Ja nie Duff - odburknął Steven tonem "ja nie jestem taki głupi" i wyszedł z pomieszczenia, które (jeżeli jeszcze nie wspominałyśmy) było kuchnią. Teraz Axl został sam nie licząc metalowej łyżki i widelca, które trzymał w dłoniach. Sytuacja stawała się przez to niebezpieczna... Kto w ogóle je płatki widelcem? Nieważne... Po jakiejś godzinie siedzenia Axl stwierdził, że Steven już nie wróci. Z ciężkim bólem w sercu podniósł się by z grymasem na twarzy otworzyć szafkę...
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!
- Czego wrzeszczysz?! - Do kuchni wpadł Slash z wałkiem do ciasta w ręku i papilotami we włosach - widać dopiero wstał. Axl przestał wrzeszczeć.
- Wiedziałem, że je sobie kręcisz! - wykrzyknął wskazując na Slasha. 
- Ja ich sam sobie nie kręcę po prostu tym razem nie było Duffa.
Za Slashem stanęli przerażony Izzy i Steven bliski płaczu. Obaj wpatrywali się we włosy gitarzysty. 
- Wszystko jedno! Płatki się skończyły. - krzyk Axla wyrwał chłopaków z ponurych myśli. Zapadła cisza pełna grozy, wałek do ciasta wypadł Slashowi z ręki i potoczył się z hukiem po podłodze.
- To co robimy? - Izzy pierwszy przerwał milczenie
- Ja wiem - odezwał się Steven. Pozostali Gunsi spojrzeli na niego z zaskoczeniem - Musimy się udać do naszej Ciotecznej Matki Wróżki-Jednonóżki.
- Steven, nie ma czegoś takiego jak Wróżka-Jednonóżka - powiedział zrezygnowanym tonem Izzy.
- Nawet nie ma czegoś takiego jak Cioteczna Matka - dodał Slash zdejmując papiloty.
- Właśnie, że jest! - wykrzyknął rozpaczliwie Steven - Dlaczego wy nigdy mi nie wierzycie?!
- Ja ci wierzę - powiedział Axl klepiąc pocieszająco Blondaska po ramieniu. - Dla płatków zrobię wszystko - dodał zawzięcie.
- Oprócz podniesienia się z krzesła - zauważył Izzy.
- Skąd to wiesz? - zapytał Axl, ale brunet tylko się uśmiechnął.
- Dobra, a wiesz chociaż gdzie ona mieszka? - zapytał Slash
- Oczywiście, w leśnej chatce na Biegunie Południowym, można się tam dostać tylko w jeden sposób...
- Jaki, jaki, jaki?! - Axl nie wytrzymywał już tego napięcia. Zapadła cisza, wszyscy patrzyli na Stevena wyczekująco.
-  Wejście jest w pokoju Duffa, a skoro go niema to możemy spokojnie tam wejść
- Płatki, nadchodzę - wrzasnął Will i wbiegł do pokoju basisty wyważając drzwi. (Tak, Will). Reszta Gunsów podążyła za nim.
- To gdzie to? - zapytał Slash.
- Ale co?
- WEJŚCIE! - krzyknęli zniecierpliwieni
- Aaaa... pod dywanem - powiedział Steven. 
Gunsi ruszyli w stronę perkusisty z rękami wyciągniętymi w kierunku jego torsu, przypominając jednocześnie bandę wygłodniałych zombie na diecie.
- Na podłodze - powiedział Steven z miną Izzy' ego zmęczonego życiem.
Izzy tylko westchnął i zwinął dywan. Ich oczom ukazała się.... podłoga. 
- I co dalej? - zapytał Slash.
- Nie poddam się teraz - powiedział hardo Axl. - Steven, nie wiesz co musimy zrobić, żeby otworzyć wejście?
Steven spojrzał na Slasha
- Zaśpiewaj piosenkę z "My Little Pony" - powiedział zdecydowanym tonem.
- Nie - odpowiedział Slash - Nie będę robił z siebie idioty!
- Właśnie, że będziesz - warknął Axl - Jestem wokalistą i masz to zrobić!
- Stary, widzieliśmy cię dzisiaj w papilotach, gorzej już być nie może. - dodał Izzy.
Slash ukrył twarz we włosach i zaczął śpiewać.
- Duffowi by się to spodobało - westchnął Steven - Trochę mi go brak...
Slash skończył śpiewać
- Dlaczego nic się nie stało? - spytał
- Bo to nie jest sposób na otworzenie drzwi, po prostu chciałem zobaczyć jak to robisz. - wyjaśnił Steven z pogodną miną. - A teraz do rzeczy... Róbcie to co ja... 
- MAKA PAKA! - wrzasnął radośnie, wskoczył w podłogę i zniknął
Chłopaki wzruszyli ramionami
- MAKA PAKA - krzyknęli chórem i skoczyli za nim.




koniec części pierwszej

......................................................................................................................................

wtorek, 19 listopada 2013

Przepis na Duffa 1.

To tak wyjaśniamy... Przepisy na Duffa to niedługie historyjki wymyślane na zupełnym spontanie na szybko, są czasami naprawdę fajne ale szybko wylatują z głowy. Zrobiło nam się ich żal więc rozpoczęłyśmy program ratowania Przepisów na Duffa. Tytuł właściwie nie ma nic wspólnego z treścią... dzisiaj pierwszy raz udało nam się przelać na papier Przepis na Duffa i dajemy wam go do oceny. Co do "Koszmaru..." to na razie nie będziemy tego kontynuować może powrócimy ale trzeba poczekać na natchnienie...
tak czy inaczej miłego czytania :)
i napiszcie coś pod spodem a zwłaszcza Trish i niech to nie będzie wasza reklama :P
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Ulicą L.A. szło dwóch chłopaków, kiedy nagle stwierdzili, że muszą założyć zespół. Teraz.
- Załóżmy zespół - powiedział jeden z nich.
- Dobra - odpowiedział drugi i poszli dalej. Parę kroków później pomyśleli że coś jest nie tak.
- To co teraz? - odezwał się pierwszy z nich, który był Axlem.
- Chyba jest nas za mało - odpowiedział drugi, który był Izzym
- To znajdźmy ludzi.
- Ale skąd ich się bierze?
- Mama nigdy ci nie mówiła? Z Kapusty! 
Ruszyli w poszukiwaniu pola kapusty... Szukali go bardzo długo aż stwierdzili, że jest tuż obok i się o nie potknęli.

- Nie sądzę żeby to jednak była prawda... - odezwał się Izzy, ale zaraz po tym zauważyli, że pomiędzy liśćmi sałaty coś się porusza... zaraz sałaty? To była kapusta!
- A nie mówiłem?! - wykrzyknął Axl i pobiegł w tamtym kierunku.

- Cześć! Przybywam z...
- Nieważne! - szybko przerwali swojemu nowemu znajomemu i zabrali przerzucając go sobie przez plecy.
- A tak w ogóle to Steven jestem - powiedział radośnie dyndając. Nieśli go tak jeszcze przez kilka ulic aż w końcu wrócili do domu.
Stwierdzili, że dzisiaj już nikogo nie znajdą, więc Izzy postanowił się przejść... Po chwili wrócił wlokąc za sobą za nadgarstkołokieć wysokiego, blondwłosego punka.
- Skąd wziąłeś tego basistę? - zapytał się Axl.
- Znalazłem - odpowiedział
- Okej, ale czy on chce?
- Nie wiem, przekonajmy go.
- Dobra. Kobiety! - powiedział Axl
- Alkohol - powiedział Izzy
- Kobiety!
- Alkohol!
- Kobiety!
- Alkohol!
.
.
.
.
.
- A do tego kaaaaaaaaaaaawaaaaaaa graaatiiis... - wtrącił Steven.
- Dobra - zgodził się basista po czym uznali, że ma na imię Duff i zaczęli tak go nazywać nie pytając o zdanie.

Wtedy stwierdzili, że jeszcze czegoś im brakuje...
- SCHABOWEGO! - wrzasnęli wszyscy razem i  pobiegli do sklepu. Na miejscu okazało się że nie mają pieniędzy, ale mieli szczęście, bo przechodziła tam kobieta,  która zawsze chciała być blondynką i za włosy Stevena była gotowa zrobić wszystko, a nawet kupić kotlety czwórce obcych dzikusów. Steven dał jej jeden włos, ona kupiła im kotlety po czym go zjadła. Włos. Wtedy jej włosy naprawdę zmieniły kolor i została blondynką. Chłopaki odbiegli do domu wrzeszcząc radośnie "KOTLETY!" Na szczęście zdążyli krzyknąć tylko raz, bo mieszkali blisko.
Jednak kiedy zjedli kotlety nadal czegoś im brakowało. To właśnie wtedy przyszedł Joe Perry i powiedział - Gdzie wasz gitarzysta solowy? - Na te słowa chłopcy wytrzeszczyli oczy, wrzasnęli i wybiegli z przerażeniem - Powiedziałem coś nie tak? - zapytał Joe teraz już sam siebie.

- Skąd my go weźmiemy?! - zawołał zestresowany Steven. Wszyscy zaczęli bardzo intensywnie myśleć(no może oprócz Duffa)
- Musimy go sobie zrobić! - wykrzyknął Axl. Reszta przyznała mu rację i ruszyli do sklepu. Jednak znowu nie mieli za co kupić odpowiednich produktów. Usiedli zdołowani na krawężniku. Zaczęli opłakiwać swój nędzny los tak głośno, że
 usłyszał ich właściciel sklepu i wyszedł zobaczyć co to za wycie. Kiedy zobaczył Axla zaczął piszczeć i sikać po nogach.
- Jestem twoim fanem! - wrzasnął
- Ale my nie mamy jeszcze zespołu - zauważył Izzy
- Nie. On jest po prostu psychopatą prześladującym rudych ludzi - wyjaśnił Duff.
- Skąd to wiesz - zapytał Axl.
- Właśnie ssie twoje włosy - odpowiedział spokojnie. Axl z wściekłą miną wyrwał swoje lśniące kosmyki z ust oprawcy.
- Ty barbarzyńco! - krzyknął i walnął gościa z całej siły żelazkiem w łeb.
- Oddaj moje żelazko - powiedział naburmuszony Steven i wyrwał mu swój skarb - Nic ci nie jest Shirley? - mruczał zatroskany do swojego metalowo-plastikowego  pupila głaszcząc go po kablu.
- Nazwałeś żelazko Shirley? - zapytał Izzy, ale na widok miny Stevena wolał nie kończyć - Whatever...
Skoro właściciel sklepu był teraz niedysponowany to uznali, że nie będą mu zawracać głowy i sami się obsłużą. Tak, więc zgarnęli z półki jedno kurze jajko, dwie butelki Danielsa oraz kilka paczek Marlboro i wrócili do domu. Przeszli na tył budynku do swojego pseudo-ogródka. Wykopali tam dołek, wsadzili jajko, zakopali po czym zalali Jackiem Danielsem, jeszcze dla bezpieczeństwa ustawili płotek z Marlboro. Wrócili do domu upić się drugą butelką whiskey... Następnego dnia zaraz po przebudzeniu (czyli około 15) popędzili z ekscytacją do pseudo-ogródka, ale nic tam nie zastali. Steven zaczął płakać. Duff chciał go pocieszyć, ale nagle wrzasnął, bo coś chwyciło go za stopę. Steven zaczął płakać jeszcze głośniej, bo myślał, że to Czerwony Kapturek wraca po swoją babcię, ale była to tylko ręka, a raczej głowa... Nie, przecież to nie ma sensu... To był cały facet, który właśnie próbował wygrzebać się spod ziemi. Zaczęli go odkopywać rękami niczym wesołe surykatki. Im oczom ukazał się człowiek z włosami zamiast twarzy i z gitarą w ręku.
- Jesteś naszym gitarzystą? - zapytali się chórem zafascynowani.
- Tak. Jam jest Slash, król gitary i czegoś tam jeszcze... nie pamiętam, bo mam ziemię w mózgu. Macie whiskey?
- Tak - odpowiedzieli i poszli chlać... może nie długo, ale szczęśliwie, bo wreszcie mieli swój upragniony zespół.


- Tak oto powstało Guns n' Roses. Koooniec. - zakończył opowiadanie Slash.
- Kocham tę historię - powiedział Steven - a skąd ja właściwie przybyłem? - zapytał.
- Nie wiem, nigdy nam tego nie powiedziałeś - odparł z uśmiechem - a teraz dobranoc Stevenku, śpij spokojnie. -  Slash opatulił kołdrą perkusistę.
- Dobranoc Slashu - Steven mocniej przytulił swoją Shirley i usnął...

............................................................................................................................................. 



poprawki innym razem D: