wtorek, 3 listopada 2015

Edmund powraca... cz.1

BUM! Powinnyśmy się jakoś wytłumaczyć, ale tego nie zrobimy. Macie ten coś trochę inny niż poprzednie cosie, ale zawsze coś. To tyle. Chodź jeżeli ktoś to czyta to jesteśmy wdzięczne i zdziwione taką postawą...

...................................................................................................................................................


Pokój był ciemny. Przez półprzezroczyste czarne zasłony przedostawały się resztki księżycowego światła. Izzy siedział na swoim łóżku trzymając w ręku starą, zniszczoną głowę pluszowego misia. Głowa wyglądała jakby została odgryziona od korpusu przez jakieś zwierzę  lata temu. Oczy i usta misia były zaszyte. Izzy patrzył na zegar. Cienka wskazówka przesunęła się na jego oczach. Minęła minuta po północy. Brunet spojrzał na misia...
- a więc to już dzisiaj Edmundzie. Nie masz mi nic do powiedzenia?
Miś milczał.
- Trudno - westchnął Izzy po czym ścisnął mocniej pozostałość Edmunda i rzucił nią o podłogę. Głowa misia odbijała się zaskakująco dobrze. Najpierw uderzyła w podłogę, później w ścianę, by w końcu wrócić z powrotem do ręki gitarzysty.
- Nie masz mi nic do powiedzenia? - powtórzył Izzy tym razem lekko zniecierpliwiony.
Miś milczał w dalszym ciągu. Izzy'emu wydało się, że w jego milczeniu jest coś złośliwego i odpychającego. Brunet nie mógł już tego wytrzymać.
- Milczysz? Milczysz?! Czemu milczysz?! Nie wiesz co powiedzieć?! Jesteś taki sam jak oni, dokładnie taki sam! - Za każdym nowym słowem brunet coraz mocniej ściskał głowę misia i coraz mocniej rzucał nią w podłogę.

PIĘTRO NIŻEJ

W tym samym czasie kiedy Izzy oddawał się... temu, pod nim toczyła się walka na śmierć i życie... Okej. Nie, ale na ciastka i honor. Czwórka pozostałych Gunsów siedziała w kółku na ziemi i grała w pokera.
- Wygrałem! Steven teraz zmywa naczynia! - wykrzyknął triumfalnie Duff.
- Zgłaszam sprzeciw wysoki sądzie - zaprotestował Steven
- Cisza na sali! - krzyknął Axl - Slash. Młotek.
Slash niechętnie zwinął dłoń i podał ją przyjacielowi. Axl zaczął walić nią w podłogę
- Oszukiwałeś! - krzyknął Steven wskazując na Duffa swym oskarżycielskim kciukiem. 
- Proszę zwracać się do sądu - przywołał go do porządku Axl.
- Przepraszam, więc wysoki sądzie... ten człowiek to oszust! Chowa karty po wszystkich możliwych miejscach
- Proszę oskarżonego o pokazanie dowodów - powiedział Axl po chwili namysłu.
- Oskarżonego? Chyba świadka. - wtrącił Slash
- Nie. Oskarżonego - upierał się Axl - Niech Świadek i Młotek wezmą oskarżonego za nogi i mocno nim trzęsą
Uszczęśliwiony Slash rozluźnił rękę i podszedł do Duffa z drugiej strony stał już Steven. Basista zaczął histerycznie wrzeszczeć.
- Wysoki Sądzie! Jestem niewinny! Przysięgam na moją babcię! 
- Ty nie masz babci. - przypomniał mu Axl. - Podnieście go. - Steven i Slash złapali wyrywającego się Duffa za nogi i zaczęli nim nieumiejętnie potrząsać (nie  żeby nie mieli doświadczenia w takich sprawach, ale wzrost basisty stanowił tu istotny problem) Z kieszeni Duffa zaczęły wypadać najróżniejsze przedmioty: Harmonijki ustne, świnki morskie, kluczyki do samochodów, trzonowe zęby i KARTY.
- AHA!! - krzyknął Steven - mówiłem wam
- Cisza! proszę o spokój - zawołał Axl - Slash?
- Łe - jęknął gitarzysta puszczając nogę Duffa - idę. Steven został sam z Duffem w ręku ale postanowił to znieść. Kiedy Axl znów poczuł młotek w dłoni uśmiechnął się.
- Orzekam o winie oskarżonego. Duffie McKaganie albo McKegenie jesteś winny oszustwa w ciastkowym pokerze podłogowym. Skazuję cię na zmywanie tych naczyń 
W tym momencie Slash przestał być młotkiem. Steven puścił Duffa. Duff zaśpiewał. Nie, to był okrzyk bólu. Axl położył się na podłodze wyczerpany.
- Nie będę tego robił - jęknął Duff - Steven i tak musi zmywać
- a teraz to niby dlaczego? - zbulwersował się niższy blondyn
- bo... bo jest siódmy - odezwał się Duff uprzednio patrząc na kalendarz .
- To bez sensu, a poza tym jest ósmy.
- Nie. - jęknął Duff
- Tak. Jest dokładnie ósmy kwietnia 20147 roku - powiedział już lekko znudzony Axl wskazując palcem na zegar, który pokazywał godzinę minutę po północy
- I będziesz zmywał te naczynia! HA! - krzyknął Steven.
- Tak - potwierdził jeszcze bardziej znudzony Will.
- Nieeeeee! - krzyknął Duff
- Zaraz - mruknął Slash - ósmy kwietnia?
- No. - wyszczerzył się Steven 
- ósmy kwietnia - zamyślił się Axl - coś mi to przypomina, tylko nie wiem co...
Nagle z góry rozległo się rytmiczne walenie.
- Izzy? Izzy! - przypomniał sobie Slash
-Co Izzy?- zapytał jakby wyrwany z transu Axl. Wszyscy spojrzeli się na niego z niedowierzaniem.
-Nawet ja zrozumiałem-mruknął pod nosem Duff.
-Aaaaaaa...Izzy...no tak, tak. -  zrozumiał wreszcie Will - To co tak stoicie? Musimy coś zrobić!
-Ale co?- spytał Slash marszcząc twarz pod włosami-Czego on mógłby chcieć?
-Żebyśmy wszyscy wyprowadzili się lub zmienili w zombie?- spytał radośnie Steven- chyba coś takiego czytałem w jego pamiętniku, choć mogło mi się pomylić....
-Może lepiej po prostu upieczmy mu ciasto-mruknął Axl udając, że tego nie usłyszał
-Okey- wykrzyknęli wszyscy radośnie niczym  Iron Weasel zamienieni w bandę  dzikich surykatek, po czym wybiegli z pokoju.(jak zwykle)

Tymczasem u Izzy'ego:

Izzy 'emu znudziła się już zabawa z Edmundem i postanowił, że jest głodny. I to bardzo. Zjadłby ciasto.
Izzy był tak głodny, że schował głowę misia pod materac i wyszedł ze swojego pokoju kierując się w stronę kuchni. Jednak kiedy dotarł do swojego ulubionego pomieszczenia w domu, zrozumiał, że są one zamknięte na kłódkę i do tego zastawione jakimś regałem. Izzy nie wiedział, skąd wziął się ten regał.                           
Skąd wziął się ten regał, Edmundzie?- spytał Izzy zapominając, że zostawił misia w pokoju.-Czyżby Axl.....nie! - odpowiedział sam sobie brunet. Izzy spróbował przesunąć regał siłą mięśni jednak poddał się gdy zauważył że mebel jest przyklejony do podłogi przez hektolitry kleju superglue
- Matko, co robić? - jęknął gitarzysta - Myśl, myśl Izzy... 

W tym samym czasie w kuchni:

- Myślicie, że Izzy nas nakryje? - spytał Steven
- Nie. Zakleiłem drzwi. Nie ma takiej opcji - uśmiechnął się Slash dumny z siebie.
- Co?! Jak to zakleiłeś drzwi?! - krzyknął Axl - Jak stąd potem wyjdziemy?
Slash w odpowiedzi odgiął się w tył i wybuchnął złowieszczym śmiechem, który usłyszał Izzy, bo nie było ich stać na grube ściany (Axl wydał wszystko na chustki) 

I znów na korytarzu:

- Co oni tam robią? - zastanawiał się Izzy - Jak myślisz Edmundzie?
W tym momencie zza drzwi dobiegł go złowieszczy śmiech Slasha . - Myślisz, że tam nie wejdę mój skarbie? - mruknął Izzy - No to się mylisz.   
........................................................................................................ 

Koniec części I                                          

piątek, 24 kwietnia 2015

Kevin cz. I


No więc.....witamy po wielu, wielu latach naszej nieobecności...no, dobra, nie latach. Nie było nas tu, bo matury, bla bla bla i brzydki maturalny czas, a że dziś miałyśmy zakończenie roku z tej okazji wrzycamy tutaj...to. Dedykujemy rozdział każdemu, komu jeszcze chce się nas czytać. A! Jesteśmy w "Rolach Głównych" więc tam wleźcie jak wam się chce. To tyle....

................................................................................................................................

Był piękny słoneczny dzień, dwóch chłopców bawiło się w piaskownicy. Starszy - Jeff zakopywał w piasku zwłoki lalek swojej siostry, której nadzwyczaj szybko się zużywały. Drugi, którego imię brzmiało Kevin był cały pochłonięty lepieniem piaskowych skrzypiec. Właśnie dlatego się przyjaźnili. Obaj kochali piasek.
Nagle Jeffrey poczuł, że czyjeś zęby zatapiają się w jego tyłek. Trwało to tylko chwilę, ale było dosyć nieprzyjemne, więc Jeff postanowił wrzasnąć.
-A! - wrzasnął Jeff realizując swoje postanowienie - Ugryzłeś mnie w tyłek! Dlaczego?!
- Ja tego nie zrobiłem - wypierał się Kev, po czym  wzruszył ramionami wyciągając z pomiędzy zębów kawałek materiału zadrukowanego w pierogi i pożerające je hipcie.
- A to co jest!? - krzyknął Jeff wskazując na fragment swoich majtek, które przed chwilą wypluł jego przyjaciel.
- Butelka - odpowiedział z uśmiechem Kevin
- To bez sensu! - krzyknął przyszły Izzy patrząc na Kevina płonącym wzrokiem. Kev przestał się uśmiechać i zaczął wycofywać się ze strachem. W końcu potknął się o swoje piaskowe skrzypce. Jeffrey Isbell spokojnie podszedł do swojej "ofiary" i pochylił się nad nią.
- Jeff.. Miałeś już tak nie robić - powiedział drżącym głosem gryźiciel tyłków.
-Właź do lustra - powiedział Jeffrey ignorując jego wypowiedź - ty też miałeś mnie więcej nie gryźć.
Kevin poczuł, że jego ciało staje się dziwnie lekkie, jakby przestało istnieć albo traciło swoją ciałowatość.
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee! - wrzasnął, ale było już za późno.

Izzy obudził się zlany potem.
- Durny sen. Znowu... - burknął sam do siebie i otarł czymś czoło. Czymś porwanym i starym, co było zadrukowane w pierogi i....wiecie w co.  Kiedy spojrzał uważniej, okazało się, że to jego stare majtki. Gdyby Izzy nie był Izzy'm zacząłby wrzeszczeć, ale.. był Izzy'm.
- Myślałem, że Nicole to spaliła - mruknął patrząc z niesmakiem na stare gacie po czym wrzucił je do kominka, który niedawno zainstalował. Od dawna marzył o takim... Gacie błyskawicznie zajęły się ogniem (być może dlatego,  bo w dzieciństwie często były polewane benzyną). Izzy  patrzył jak płoną, zostawiając w tyle związane z nimi wspomnienia. Nagle gacie przestały się palić i trzasnęły mu w twarz, ewentualnie trzasnęły go płonąc.
- A! - wrzasnął Izzy  tak jak... wtedy.
- Nie spalą się - usłyszał znajomy głos dobiegający z okolic szafy. Izzy otworzył ją gwałtownie. Owionęło go lodowate powietrze.
- Głupi wiatrak - powiedział Izzy wyłączając urządzenie znajdujące się tam z niewiadomych powodów.
Oprócz wiatraka w szafie znajdowało się również lustro, a w nim złowieszczo się uśmiechające odbicie. Odbicie Slasha.
- Witaj Jeffrey - przywitało się Odbicie - Ile to już lat?
- Bez sensu! - krzyknął Izzy - przecież wytłukłem wszystkie lustra... No tak. Axl idiota! I dlaczego wsadził mi je do szafy?
- Nieważne. Bój się mnie. - Powiedziało odbicie, a Izzy posłusznie zaczął wrzeszczeć. Jednak po chwili przestał orientując się, że jest Izzym
- Nie boję się ciebie... Kevinie. i tak nie możesz nic mi zrobić.
- Skąd wiesz, że chcę coś zrobić t o b i e? - uśmiechnął się Kevin. Na twarz Izzy' ego wstąpiło przerażenie. Słowa Kevina oznaczały, że członkowie jego najbliższej rodziny... Gunsów, są w niebezpieczeństwie. Kevin zaśmiał się bez otwierania ust i zniknął wcześniej lekko falując. Drzwi szafy zatrzasnęły się z hukiem, a Izzy został sam ze sobą.



PIĘTRO NIŻEJ:

- SLASH! SLASH! SLASH! - dopingowali przyjaciele i tłum jakiś nieznanych ludzi. Gitarzysta szczerzył się radośnie trzymając w ręku 10657484152301 butelkę Jacka Danielsa.
- Mam to zrobić? - zapytał unosząc ją nad głowę.
- Zrób to! Zrób to! Zrób to! - krzyczał rozszalały obco-przyjacielski tłum. Slash wyszczerzył się szerzej przytykając butelkę do ust. Opróżnił ją jednym łykiem po czym rozwalił sobie na głowie. Szkło rozprysnęło się na wszystkich ludzi jednak oni dalej wrzeszczeli radośnie.

Fiery i Fly z fascynacją przyglądały się szkłu rozwalonego na podłodze.
- Nawet nie jest zakrwawione - szepnęła Fly z przejęciem. Fire pokiwała głową.
- Żałosne popisy - mruknął ponuro Duff, co w jego przypadku znaczyło po prostu "jestem zazdrosny".
Slash dalej się szczerząc sięgał już po następną butelkę, kiedy nagle zapadła cisza
- Co się stało? - zapytał rozglądając się dookoła, ale nie musiał długo czekać na odpowiedź gdyż
Izzy szedł już do niego  przez rozstępujący się tłum.
- Musimy pogadać - powiedział mrocznie patrząc na Slasha.
Gitarzysta nic z tego nie rozumiał, więc powiedział "Dobrze" Izzy spojrzał na gości.
- Sami - powiedział.
Pomieszczenie nagle opustoszało.
- Nie wy - westchnął Iz, a Gunsi i Baby wrócili do pokoju i zaczęli się wgapiać w bruneta.
- No więc - zaczął Izzy - muszę wam coś powiedzieć....o sobie.
- Chy! - wychyczeli wszyscy zatykając usta dłońmi.
- Coś o mojej przeszłości.....- mówił dalej Izzy czując, że pocą mu się ręce
- Nie martw się Iz - zaczął Axl - wszyscy dobrze wiemy, że pochodzisz z Transylwanii i...
- Nie o to chodzi! - zniecierpliwił się Izzy - To znaczy, to nieprawda! - poprawił się - Właściwie nie chodzi o mnie tylko o kogoś kogo kiedyś znałem... - powiedział ze smutkiem w oczach
- Kogoś z Transylwanii? - wyszczerzył się Axl
- Nie! - poirytował się brunet - możecie nie przerywać? Na imię miał Kevin...
- Chy! - wychyczeli wszyscy
- Był to mój przyjaciel z dzieciństwa
- Chy! - znowu wychyczeli
- To Izzy miał jakiś przyjaciół? - wyszeptał Steven do Duffa siedzącego obok,
- Muszę do kibla - powiedział Slash nie dając Duffowi szansy na odpowiedź, ponieważ wszyscy znów zaczęli chyczeć.
- Pewnego dnia Kevin i ja bawiliśmy się w piaskownicy - ciągnął dalej nie zauważając braku jednego słuchacza.
(W tym momencie Izzy zaczął opowiadać skróconą historię wydarzeń sprzed wielu lat i tych sprzed paru tygodni czyli: Zaczynając od tego jak Kevin ugryzł go w tyłek przez ukaranie swojego dawnego przyjaciela, opowieść o tym jak Kev zamknięty w lustrze nasiąkał nienawiścią i rządzą zemsty, jak udawał odbicie Slasha i namawiał go do zniszczenia miasta... opowieść zakończył opowiadając to co stało się przed chwilą)
Kiedy skończył jego przyjaciele patrzyli się na niego, wytrzeszczyli szczęki i opadły im gały. Slash tymczasem był w łazience.


W KIBLU:


Slash skończył już wszystko, co zamierzał robić w łazience (cokolwiek to było) pozostało mu tylko jedno.....
Muszę się uczesać - mruknął wyciągając szczotkę ze swych przepastnych włosów - ale nie mamy już luster.....Wiem! Przejrzę się w kiblu! - wykrzyknął radośnie i pochylił się nad muszlą klozetową.
Jego odbicie uśmiechnęło się i...mrugnęło do niego.
- Cholera - jęknął Slash - zapomniałem....
Ale już było za późno.



 .............................................................................................................................................................

Koniec części I