To tyle...
Aha, błędy poprawimy innym razem
- Mmmmmmm. Mmmmm? M? Mmmmmmm! - Slash zaczął panikować
- JA tu zostaję - naburmuszył się Axl - To miejsce mi się podoba
- Nie, nawet nie ma mowy! Nie zostaniesz tutaj - zirytował się Steven - Rozwaliłbyś moją krainę
- Mmmm? - zapytał Slash
- Twoją krainę? - przetłumaczył Izzy - Jak to twoją?
- Musicie stąd odejść zanim Beth zmieni zdanie, ona taka jest... - zaczął lecz przerwał mu złowieszczy śmiech Axla, którym wokalista wybuchnął korzystając z chwili nieuwagi reszty
- MUAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA! Teraz to miejsce będzie moje! Zniszczę Jednonóżkę i już nic nie stanie mi na przeszkodzie...
- Matko... - jęknął Steven - co za debil...
- Załatwię to - uspokoił go Izzy. W jednej chwili na Axla spadł gigantyczny biały fortepian. Jego fortepian. Slash zemdlał, widać uznał że nie ma wyboru. Izzy uśmiechnął się pod nosem ale Steven nie docenił jego wysiłku.
- Miałeś załatwić "to" a nie "go"! - wrzasnął prawie potykając się o Slasha
- Za kogo mnie masz - obruszył się Izzy - zażyczyłem sobie żeby przeżył
- A to okej - stwierdził Steven
- Więc jak wrócimy do domu - zapytał Izzy
- A to łatwe - odpowiedział Steven - Po prostu otwórz te drzwi - wskazał na toi toi' a stojącego w cieniu palm
- Oszalałeś?! - krzyknął Izzy
- Tak, otwieraj te drzwi! - odkrzyknął z uśmiechem.
Izzy powoli podpełzł do kibla i z obrzydzeniem ujął gałkę od jego drzwi w swoją bladą dłoń.
- Otwieraj - popędził go Steven. Drzwi odsłoniły wirującą, psychodeliczną otchłań.
- Najpierw ranni! - zawołał Steven po czym spojrzał na Izzy' ego
- Dobra - jęknął Izzy i poszedł odgrzebać Axla. Przez ten czas perkusista wziął Slasha za nogi i zaczął go ciągnąć w stronę wiru.
- Już - rozległ się głos Izzy'ego. Gitarzysta zadziwiająco szybko odgrzebał Axla ponieważ kiedy Steven się odwrócił stał już za nim z niewinną miną i słodko śpiącym wokalistą przerzuconym niedbale przez ramię Steven westchnął wykorzystując moment że jest jeszcze w stanie westchnąć, z Izzym nic nie było pewne.
- Dobra, idziemy - powiedział. Razem wzięli Slasha z dwóch stron rozhuśtali i wrzucili w psychodeliczną otchłań potem to samo uczynili z Axlem
- Mógłbym to robić codziennie - uśmiechnął się Izzy nie kryjąc dłużej swej i tak wiadomej wszystkim "tajemnicy". Steven wepchnął go do wiru nie chcąc tego dłużej słuchać i rozejrzał się ze smutkiem
- Wrócę tu wieczorem - pocieszał sam siebie i Łuska, który właśnie nadleciał z jakąś nogą w zębach. Nie, to był tylko kaloryfer (Jeśli ten fakt was rozczarował znaczy to, że jesteście gorsi niż Iz) Wrócę tu mały - powiedział Steven i wskoczył w portal żegnany rozpaczliwym rykiem jedynego znanego mu stworzenia które nie uważało go za debila.
Kiedy wir wypluł go z niekłamanym wstrętem i żalem perkusista walnął w kłębowisko reszty Gunsów, które wrzasnęło "AŁ!"
- AŁ! - Krzyknął Slash - AŁ! AAAAŁAA! Nie "Mmmmmm" "Ałaaaaaa!" Izzy słyszałeś? Bo się odezwałem! Znów mówię, znów mówię, znów mówię. ZNÓW MÓWIĘ! - zawołał Slash wyzywająco patrząc na resztę Gunsów.
- Jak to możliwe? - Zdziwił się Axl wcześniej się ocknąwszy
- Tylko życzenia, które spełni wróżka będą ważne w naszym świecie - wyjaśnił Steven - Dlatego wszystko jest jak dawniej prócz tego co macie o d Beth. Axl radośnie pisnął i ścisnął swoje płatki, a Slash zaczął głaskać swoją nową trwałą
- Zapomnieliśmy tylko o jednym... Duffa wciąż nie ma
- Whatever... wróciliśmy do domu... - odpowiedział Izzy
Koniec
- No nie! Poważnie?! Koniec?! Ale zakończenie... - zaczął zrzędzić Axl, ale nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Jak i poprzednio Izzy uniósł swoją przednią kończynę by je otworzyć
- Nie rób tego! - krzyknęli chórem Axl i Slash
- Whatever - odkrzyknął Izzy tak głośno by ten kto stał za drzwiami mógł to usłyszeć. Steven uśmiechnął się
- Beth nigdy nie dzwoni i nie puka do drzwi, pamiętam... Nieważne. - Drzwi otworzyły się od zewnątrz wpuszczając smugę światła
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - wydarli się Gunsi. W drzwiach stanęło długie blondwłose ciało (i jego dusza w nim)
- Duff! - krzyknęli radośnie
- Cześć! Dzięki że mi otworzyłeś Iz, sam bym nie dał rady z tymi zakupami - powiedział Duff z uśmiechem i postawił siatki z zakupami z uśmiechem na stole który tak naprawdę był podłogą. - Czemu leżycie na podłodze? - Axl podbiegł do Duffa i w milczeniu przytulił się do niego Slash również wstał z podłogi i uściskał przyjaciela potem Steven. Wszyscy spojrzeli na Izzy'ego gitarzysta wolno podszedł do basisty i strzelił mu plaska
- Nie rób mi tego już nigdy więcej, rozumiesz? - wykrztusił z płaczem po czym zaczął ściskać Duffa i ludzi ściskających Duffa
- Izzy to boli - wyrzęził Duff
- Wiem odpowiedział Izzy ze wzruszeniem
- Tak tęskniliśmy - wykrzyknął Steven kiedy Izzy zwolnił uścisk. Duff spojrzał na niego ze zdziwieniem
- Ale.. Ja poszedłem tylko do sklepu... Nie było mnie chyba z 15 minut... a właśnie mam już te płatki i lokówkę dla Ss... mojej siostry
- Już wiedzą stary - odpowiedział Slash ze smutkiem - Już wszystko wiedzą..
- Kupiłeś płatki? Kupił płatki?! To znaczy że wcale nie musieliśmy użerać się z tą tłustą girą?! - wrzasnął zdruzgotany Axl
- Co? Coś mnie ominęło? - Zapytał biedny zdezorientowany Duffie
- Nie, nic. Chodź zrobimy płatki - zaproponował Steven i poszli do kuchni.
- Chłopaki, ale jest jeden problem... - zaczął Izzy z głową w lodówce
- Tak?
- Nie ma mleka
- Ja wiem co możemy zrobić... - uśmiechnął się Steven
- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!
................................................................................................................................
Koniec części czwartej ostatniej
- Tak może być Axl?
- Niech będzie...